Nie twierdzę, że Yamaha YZF-R1 to zły motocykl. Odwrotnie – to według mnie najlepszy superbike na rynku. Chodzi o to, że MT-10 nie chce i nie musi być R-jedynką bez owiewek. W czasie, gdy na rynku nakedów jest kilka motocykli, które są obranymi z plastików superbike’ami, MT-10 ma szanse pójść własną drogą. Owszem, bazą dla flagowego modelu serii MT była Yamaha R1, ale zmieniono w niej naprawdę dużo części. Yamaha dopilnowała, by MT-10 było nie do pomylenia z R-jedynką nie tylko z powodu braku owiewek.
À propos wyglądu – jest to oczywiście kwestia gustu. Ja należę do zwolenników tej stylówy. Odjazdowa, lekko pokręcona stylistyka przypomina pijanego transformersa i myślę, że podobnych skojarzeń nie zabraknie. Ładny czy brzydki? Tak czy inaczej Yamaha wreszcie zaoferowała coś nietuzinkowego, coś, co zostało zauważone, w przeciwieństwie do konserwatywnych, typowych poprzedników, np. Yamaha FZ1/Fazer.
![]() |
![]() |
Genialne w MT-10 jest to, że nawet zwykła przejażdżka z punktu A do punktu B sprawia ogromną frajdę. A czyż nie o to właśnie chodzi w jeździe motocyklem? | Silnik to najjaśniejsza gwiazda MT-10: świetne brzmienie i genialna charakterystyka. |
Taki sam, ale inny
Samo to, że za bazę dla nakeda posłużył najnowszy superbike, a nie – tak jak np. w Suzuki – wersja sprzed lat zasługuje na pochwałę. Technicy z Yamahy zmienili mnóstwo części w stosunku do pieca z R1. Nowe są m.in. głowica i wałki rozrządu, wał korbowy jest cięższy, airbox ma o 2 litry większą pojemność, zawory są innych rozmiarów, a wiele części – pierwotnie wykonanych z tytanu – w MT-10 jest stalowych. Dzięki takim zabiegom charakterystyka silnika Crossplane została lepiej przystosowana do użytku na ulicy. Moc jest niższa (158 KM), ale maksimum jest dostępne znacznie szybciej niż w R1, podobnie jak moment obrotowy (111 Nm), który MT-10 ma wyższy niż R1.
Silniejsze są dolny i środkowy zakres obrotów, czyli te bardziej potrzebne na co dzień, niemniej i w maksymalnych rewirach kopa nie brakuje. Co to oznacza w praktyce? Większa elastyczność silnika, dużo mocy w środkowym zakresie, przydatnym do codziennych jazd, okazjonalny strzał z gazu i bezproblemowa jazda na gumie. Silnik w MT-10 jest generalnie gwoździem programu. CP4 (Crossplane 4) jest cudem inżynierii: pracuje jak V4, brzmi niemal jak maszyny z MotoGP i ma genialną charakterystykę. Jedyne, co mu doskwiera, to fakt, że nie wylewa za kołnierz (przy ostrym traktowaniu pije nawet 9 l/100 km).

Zmiany w stosunku do R1 dotyczą nie tylko silnika. MT-10 z paliwem waży 210 kg. To więcej niż R1, mimo że brak tu owiewek. Na logikę coś tu jest nie tak, ale to zasługa „zubożenia” pakietu wyjściowego. W MT-10 koła są aluminiowe, a nie magnezowe, zbiornik stalowy, a nie aluminiowy, kolektory nie tytanowe, lecz stalowe itp., itd. To sprawia, że MT waży więcej, choć przecież 210 kg to wciąż dobry wynik. Biedniejszy jest też pakiet elektroniczny: kontrola trakcji i ABS w MT-10 to systemy prostsze niż w R1 (bez żyroskopów i systemu pomiarów IMU), wyświetlacz to zwykły LCD, a nie kolorowe TFT, a jego funkcje są uboższe.
Czyli bieda? Możesz się uprzeć i tak twierdzić, ale dzięki temu Yamaha MT-10 kosztuje o ponad 23 000 zł mniej niż R1. Gazem wciąż operuje ride-by-wire, a w lewych przełącznikach masz seryjny tempomat. Elektronika daje wybór jednego z trzech trybów kontroli trakcji, ABS-u i – tak jak w MT-09 – trzech map zapłonu. Przy czym mapy są odwrócone: w MT-10 najostrzejsza, z najbardziej agresywną reakcją na gaz jest mapa B, a w MT-09 – A.
![]() |
![]() |
Wyświetlacz LCD jest czytelny i przejrzysty, ale gorzej wyposażony niż kolorowy TFT w R-jedynce. | Sprytnie schowany zbiornik płynu chłodzącego w osłonie chłodnicy. Z lewej jest atrapa. |