Yamaha XP 500 T-Max (cz. 2)

Podczas naszego testu długodystansowego Yamaha T-Max, choć żyła głównie w mieście, miała też okazję sprawdzić się w roli obieżyświata. Mimo sportowego zacięcia, jest też prawdziwym turystykiem.

Niejeden biker szukał sprzęta, który spełniałby wszystkie lub przynajmniej większość jego wymagań. Często konstrukcje szukające kompromisu np. między ostrym charakterem a komfortem okazują się nieudane. Spece z Yamahy, pracując nad T-Maxem, chyba wzięli sobie tę sprawę mocno do serca. Efekt? Powstała maszyna uniwersalna i zarazem wykazująca oryginalny charakter. Ciągle na nowo udowadnia to w naszym teście długodystansowym, który ruszył w czerwcu 2008 r. (raport z pierwszej części testu: MOTOCYKL 5/2009, str. 94, lub link). Nic zatem dziwnego, że niekiedy ustawiała się kolejka chętnych do wypróbowania maksiskutera.

Jego głównym rewirem w trakcie testu jest miasto. Tu zwinność jednostki napędowej oraz walory automatycznej przekładni trudno przecenić. Jednak gdy tylko nadarza się okazja, T-Max chętnie zapuszcza się w dalsze, a nawet bardzo długie podróże. Ma wtedy okazję wykazać, że podoła każdemu wyzwaniu.


yamaha-xp-500-t-max-dlugi dystans-1024-02 (1).jpg
 
yamaha-xp-500-t-max-dlugi dystans-1024-06.jpg
 
yamaha-xp-500-t-max-dlugi dystans-1024-07.jpg
 
yamaha-xp-500-t-max-dlugi dystans-1024-08.jpg
Siłowniki podnoszące kanapę to fajny bajer. Nie działają już jednak jak nówki. Medal za schowki. Gdyby przynajmniej jeden z nich był zamykany na kluczyk... Wydech poprowadzono  wysoko. Wygląda bojowo, jednak może przeszkodzić mocowaniu
bocznych sakw.

Głowa w turbulencjach
Turystyka w maksiskuterowym wydaniu staje się coraz popularniejsza. Nic dziwnego, skoro coraz większe i mocniejsze silniki świetnie radzą sobie z maszynami objuczonymi bagażami i dwojgiem osób. T-Max jest jednym z reprezentantów tego gatunku. Jego dwucylindrowa pięćsetka, mimo dość sporej masy własnej pojazdu, potrafi nawet z pełnym obciążeniem dziarsko śmigać. Rakietowych przyspieszeń co prawda nie oferuje, niemniej o zamule nie może być mowy.

Podczas dalszych wypadów, np. na Węgry czy nad nasze morze, T-Max mógł wykazać pełnię walorów turystycznych. Odprężona pozycja za kierownicą sprawia, że przejazdy między tankowaniami pokonuje się bez męki. Jeśli cztery litery wreszcie dadzą o sobie znać, długa kanapa i jeszcze dłuższe podłogi pozwalają ulżyć gnatom. Jeźdźcy o wzroście powyżej średniej krajowej mogą spokojnie brać ten sprzęcik pod uwagę. Powinni jednak wtedy pomyśleć o zamianie oryginalnej szyby na wyższą. Głowa wyższych skutermenów nieuchronnie trafi a w miejsce, gdzie przy szybszej jeździe tworzą się turbulencje. Pomaga wtedy pochylenie się, jednak tej pozycji nikt dłużej nie wytrzyma. Skoro o szybie mowa, to trzeba wspomnieć, że przy wolnej jeździe wkurza jej brzęczenie na mocowaniach. Jest to wada, która, mimo iż dolegała poprzedniej wersji, nadal nie została wyeliminowana.


yamaha-xp-500-t-max-dlugi dystans-1024-04.jpg

W Polsce nie brak zamków i pałaców. Warto zobaczyć nie tylko odrestaurowane. T-Max pozwoli zwiedzić nie tylko te najbliższe. 300 km na jednymzbiorniku to niezły wynik.

Miłe nawijanie

Na tym sprzęcie nie tylko głównodowodzący może mówić o komforcie. Za jego plecami na szerokiej kanapie jest sporo miejsca, a podnóżki umiejscowiono na optymalnej wysokości. Pasażer doceni również solidne, długie i wygodne uchwyty. Także zawieszenia nie dają plamy i umilają nawijanie kilometrów. Udane zestrojenie fabryczne sprawia, że brak jakiejkolwiek regulacji jest do wybaczenia. Spokojne traktowanie rolgazu pozwala przejechać nawet ponad 300 km na 15-litrowym zbiorniku paliwa. Czyli mamy kolejną cechę globtrotera.

Czytelne i zarazem cieszące oko zegary ułatwiają podróżowanie. Niemniej o jednej rzeczy należy wspomnieć: brak termometru wśród funkcji ciekłokrystalicznego wyświetlacza to w tej klasie rzecz zdumiewająca. Zwłaszcza że w mniejszych pojemnościowo modelach maksiskuterów Yamahy ten gadżet potrafi występować.

Natomiast trzeba pochwalić podręczne schowki pod kierownicą. Ich pojemność jest zadowalająca. Kropla goryczy: szkoda, że chociaż jeden z nich nie jest zamykany na kluczyk.

do wyboru, do koloru, czyli turysta pełną gębą   
yamaha-xp-500-t-max-dlugi dystans-02.jpg

 
yamaha-xp-500-t-max-dlugi dystans-1024-09.jpg
yamaha-xp-500-t-max-dlugi dystans-01.jpg

 
yamaha-xp-500-t-max-dlugi dystans-03.jpg
Wysoka i szeroka szyba odciąży mięśnie karku w dłuższej trasie.
Pod siodłem nie zawsze uda się zmieścić wszystkie pakunki
Jeśli kufer nie wystarczy, przekroku
zamocujesz specjalną torbę.
Komfort plecaczka również
nie został pominięty.
T-Max z odpowiednim wyposażeniem może być prawdziwym „transatlantykiem”. A jest z czego wybierać, bo spora popularność tego modelu na Zachodzie zaowocowała bogatą ofertą dodatków. W katalogach oferujących wyposażenie dodatkowe można znaleźć m.in. pojemne kufry (np. Yamaha – kufer 46 l z aluminiowym stelażem, cena: 1156 zł), wyższe szyby z dodatkowymi defl ektorami na dłonie (np. wyższa o 16 cm Givi D442ST, cena: 484 zł), torby mocowane w przekroku (np. Yamaha Console Bag, cena: 255 zł) czy wygodne oparcie dla pasażera (np. Givi TB52,264 cena: 264 zł).
T-Max może też dostać dodatkowe nakładki, poszerzające owiewki, osłony na plastiki w przekroku, pokrowce na siedzenie, torby wypełniające kufer oraz bagażnik pod siedzeniem, ogrzewane manetki, dystansy dla podnóżków pasażera, gniazdko zapalniczki, czy nawet dedykowany fotelik dla dzieciaka. Uff ... Ale nie koniec na tym. Każdy skuterowy turysta znajdzie coś dla siebie, by T-Maxa zamienić w poważnego wojażera. Brakuje tylko bocznych sakw. Tu odzywa się sportowa strona natury T-Maxa, gdyż problemem okazuje się wysoko poprowadzony, potężny komin.
Sprawę może uratować torba przewieszana przez siedzenie. Takie rozwiązanie blokuje jednak dostęp do bagażu pod siedziskiem, a i pasażer nie ma już gdzie usiąść.

Wady do wybaczenia
T-Max korzystnie wypada na tle nieco kredensowatych konkurentów. Wprawdzie można mu wytknąć parę drobiazgów, ale generalnie jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Radość z jazdy, jaką daje ta przemyślana konstrukcja, z nadwyżką rekompensuje cechy, które – tylko z punktu widzenia zwolenników turystyki – można uznać za wady.

Dotychczasowe wrażenia z testu długodystansowego można streścić następująco: lać wachę, wsiadać i jechać.

REKLAMA