Motocykle i skutery produkcji chińskiej są obecne na polskim rynku od lat i mają często wątpliwą renomę. Zwykle są dość proste konstrukcyjnie, materiały do ich produkcji rzadko są wysokiej klasy, ale niska cena zwykle uzasadnia przeciętną jakość wykonania. Jeszcze kilka lat temu to samo dotyczyło produktów z Korei czy Tajwanu, również jeśli chodzi o rynek samochodowy. Z czasem producenci samochodów i motocykli z tych krajów mocno dopracowali jakość wykonania i dziś ich produkty są prawdziwą siłą nie tylko na polskim, ale i europejskim rynku. Po co ten przydługi wstęp? Wszystko bowiem wskazuje na to, że podobna „zmiana warty” wreszcie nastąpiła też w chińskich fabrykach. Przykładem tego jest Zontes, który od kilku lat sprzedaje motocykle i skutery w naszym kraju.

PRAWA KONSOLA na kierownicy jest rozwiązana sprytnie i czytelnie. Przyciski są jasno opisane i „pod ręką”. Jedynie funkcja „Eco” to zagadka.

LEWA KONSOLA, podobnie jak prawa, ma przypisane jasne i zrozumiałe funkcje: odpowiada m.in. za elektryczne podnoszenie szyby i obsługę kokpitu.
Zobacz także: Zontes pracuje nad motocyklami o większych pojemnościach
MOCNY ZAWODNIK
Zontes 310M jest napakowany elektronicznymi bajerami jak niejeden topowy motocykl turystyczny!
Maksiskuter 310M to kolejny po modelach 310X i 310T produkt Zontesa, który trafił do nas na test, i kolejny, który szybko zaskarbił sobie moją sympatię. Choć początkowo podchodziłem do niego z rezerwą – tak jak do każdego chińskiego produktu – już na pierwszy rzut oka stylistyka 310M z charakterystyczną maską przypominającą predatora (fani gier komputerowych mogą skojarzyć go z Protossem z serii „Starcraft”) trafiła w moje gusta. Złowieszczo przymrużone LED-owe światła, rozdziawiona „paszcza” i smukłe, ostre linie bocznych owiewek to stylistyczny majstersztyk. Próżno szukać tu tandety, kiczowatych chromów czy imitacji carbonu i tym podobnych rozwiązań często stosowanych w chińskich skuterach. Jest drapieżnie, dynamicznie, proporcjonalnie, a do tego jakości wykonania trudno zarzucić jakieś większe wtopy.

ZBLIŻENIOWY KLUCZYK ma formę bransoletki podobnej do smartwatcha. Gdy odejdziesz od skutera na nieco ponad metr, wyłączy się.

EFEKTOWNY I CZYTELNY kolorowy wyświetlacz ma spore rozmiary i prezentuje wszystkie potrzebne informacje. Obsługa jest prosta i intuicyjna.
Podobne wrażenie panuje w kokpicie: wszystko wygląda nowocześnie, rozmieszczenie przycisków na bocznych konsolach jest przemyślane i praktyczne, wyświetlacz jest duży, czytelny i efektowny, a jego obsługa prosta i intuicyjna. Przez chwilę czułem się, jakbym usiadł za sterami topowego
T-Maxa ze stajni Yamahy. Zontes nie ustępuje tu też pod względem wyposażenia. Szyba jest sterowana elektrycznie (w dwóch pozycjach), siedzenie i wlew paliwa również otwierane są przyciskiem, niebrzydkie, choć nieco zbyt siermiężne klamki wykonane są z frezowanego aluminium i mają regulację, a jeden z dwóch praktycznych schowków pod kierownicą jest zamykany i ma szybką ładowarkę USB.
Na dodatek Zontes 310M nie ma typowej stacyjki, a do odblokowania i odpalenia skutera służy bransoletka ze zbliżeniowym chipem, przypominająca smartwatcha. Wciąż za mało? Kokpit Zontesa możesz sparować ze swoim telefonem. Pod względem wyposażenia seryjnego Zontes dorównuje topowym maszynom z kategorii maksiskuterów. Ładnie tapicerowane siedzenie nie jest może superwygodne i rozłożyste, ale siedzi się na nim neutralnie, a przekrok oferuje wystarczająco dużo miejsca na nogi nawet dla wysokich bikerów.
